sobota, 26 lipca 2014

7

Trening trwał w najlepsze, kiedy w pewnym momencie poczułam silne uderzenie w głowę. Niestety nie pamiętam, co było dalej, ponieważ straciłam przytomność. Ocknęłam się po kilku minutach. Nade mną stała cała drużyna łącznie z trenerem.
-Daria, nareszcie odzyskałaś przytomność, już myślałem, że trzeba będzie wzywać pogotowie.
-Co się stało? Przyznać się, który z was mi przydzwonił?
-No wiesz, jakby to powiedzieć…
-Tylko mi nie mówcie, że mój braciszek? Nogi z tyłka powyrywam jak go dorwę.
-Nie denerwuj się. Przecież zrobił to niechcący, a teraz lata po całym budynku żeby załatwić dla ciebie jakiś kompres.
-On to powinien sobie raczej mózgu poszukać. Przecież macie lekarza w swoim sztabie.
-My to wiemy, ale jemu nie dało się nic wytłumaczyć wyskoczył stąd jak rakieta.
Po chwili usłyszeliśmy krzyk mojego braciszka:
-Daria trzymaj się, już biegnę z pomocą. – wleciał na salę z jakimś lekarzem.
-Michał, tylko mi nie mów, że zadzwoniłeś po lekarza – powiedział Simon i zrobił face palma, jak z resztą wszyscy inni.
-Nieważne, lepiej powiedz mi, co z moją siostrą? Przecież ja mogłem ją zabić.
-Braciszku nie dramatyzuj, żyję i mam się całkiem dobrze, czego niestety nie można powiedzieć o tobie. Zaczynam się o ciebie coraz bardziej martwić. O czym ty myślisz w trakcie treningu, że trafiasz w trybuny. Rozumiem, że się zakochałeś, ale mógłbyś, chociaż na chwilkę skupić się na grze, a nie myśleć o niebieskich migdałach.
-Wiesz, co ja chyba muszę ci jeszcze raz przywalić tą piłką, bo zrzędzisz jak jakaś stara baba.
-Co ja słyszę, nasz Michałek się zakochał? – podłapał temat Łasko. No powiedz, kto jest tą szczęściarą.
-Ludzie, to jeszcze nic poważnego, widziałem ją dopiero raz, a wy chcielibyście chyba żebym brał już z nią ślub. Swoją drogą Daria potrafisz trzymać język za zębami.
-Sorki braciszku, nie wiedziałam, że to jakaś tajemnica.
-Dobra, nie ważne, możemy już wracać do gry?
-Jasne, idźcie już sobie, ale najpierw obiecaj mi, że mogę spokojnie siedzieć i do końca nie oberwę żadną piłką.
-Postaram się, ale nie obiecuję.
Do końca treningu zostało już tylko pół godziny, chłopcy dawali z siebie w tym czasie wszystko, a ja postanowiłam, że wezmę się za robienie lekcji, ponieważ jutro czekał mnie bardzo ciężki dzień. Gdy kończyłam już odrabiać moją ukochaną matematykę podszedł do mnie Michał.
-Idę się przebrać, a ty czekaj na mnie pod szatnią. Dobrze?
-Najpierw mówisz mi, że mam tam być, a potem pytasz się o zgodę? Ok. nie uważasz, ze to się nawzajem wyklucza?
-Nie filozofuj tylko chodź. Jestem zmęczony.
-Oczywiście jak jaśnie pan każe.
Standardowo Michał z szatni wyszedł, jako jeden z ostatnich. Ja nie wiem, co on tam tak długo robił? Przecież nawet dziewczyny się tak długo nie przebierają. Dobra nie wnikam. Po pół godzinie jaśnie panicz raczył wyjść z szatni. Od razu poszliśmy do samochodu i pojechaliśmy do domu. Tam szybko zrobiłam sobie jakieś kanapki i poszłam się pouczyć. Koło 22 byłam już przygotowana ze wszystkich przedmiotów, które miałam jutro. Wzięłam swoją piżamę i poszłam do łazienki. Po krótkim prysznicu mogłam spokojnie położyć się do łóżka i oddać w objęcia Morfeusza. O mały włos zapomniałabym włączyć budzika, na szczęście w ostatniej chwili mi się o tym przypomniało. Nastawiam to piekielne urządzenie i znowu położyłam się do łóżka.

2 komentarze:

  1. Świetny rozdzial :) Michał coraz bardziej zakrecony, super :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj co ta miłość robi z naszym Kubiaczkiem hahah :). Świetny rozdział :* Pozdrawiam Dooma :).

    OdpowiedzUsuń